Mikołaj...
Z wielkim pędem i w śniegu kurzawie
pod Twe okno zawitają sanie.
W nich Mikołaj, jakby żywy prawie,
renifery, trąb niebieskich granie...
Jego szata, jak płomień purpury,
jego broda, jak chmura na Niebie
i w ogóle olbrzymiej postury;
a skieruje się prosto do Ciebie
i przemówi swoim głosem wielkim,
że otrzymał poufne zadanie,
aby zaraz, przed porządkiem wszelkim,
zaszczyt mieć i wyrazić uznanie
tej Wybranej spośród Dam na Ziemi,
o niezwykłych wprost przymiotach
duszy...
Po czym mrugnie oczkami swojemi
( to Twój widok tak mocno go wzruszy )
i już tylko srebrny wór położy,
( srebrnych worów używa najczęściej )
a w nim znajdziesz, kiedy go otworzysz -
szczęście…
Komentarze (4)
Wbrew pozorom wiersz nie jest wesoły. Przynajmniej
mnie natchnął po przeczytaniu duch melancholii i
dłuższego zastanowienia się. Ale, że jest rewelacyjny
w przekazie - nie śmiem nawet wątpić...
Misza kochany...jezeli ty tym Mikolajem...to ja
mdleje- naturalnie poezyjnie
Chciałabym takiego Mikołaja zobaczyć, nawet bardzo.
A myślałam, że coś innego ... Ale nie gardźmy tym co
dają :)