O milczeniu
/proza/
Przyszpitalna przychodnia. Duszno i tłum.
Pacjenci rozmawiają o swoich chorobach,
snach.
Denerwują się na lekarza, który poszedł
kogoś zatrzymać.
W tej chwili powinniśmy milczeć
przed drzwiami. Nie każdy chce, niektórzy
wciąż pukają. Boże,
ten hałas jest nie do wytrzymania.
Czekam. Jest pierwszy września. Patrzę na
dwie fotografie
i cały czas przekręcam bransoletkę.
Nie potrafię opanować tego odruchu.
Powinnam przestać.
Jest delikatna, może się zerwać,
wtedy kolorowe koraliki rozprysną
po podłodze. Nie mogę jednak przestać.
Dotykam każdego po kolei i fotografii.
Dziewczynka, na tej starszej ma 8 lat,
kokardę we włosach,
skromną sukienkę, opaskę na ramieniu.
Uśmiecha się - jest dzieckiem szczęśliwym
na zdjęciu. Nazywam ją Iskierka,
tak najodpowiedniej, ze względu na oczy.
Milczy.
Lekarz nadal nieobecny. Chce mi się pić.
Jak dobrze móc napić się wody, móc
swobodnie przełykać.
Zwykły, mały łyk wody. Nic więcej.
Dziewczyna z drugiej fotografii zadarła
głowę, patrzy
gdzieś w dal. Nieobecna, czuję jednak
jej spojrzenie. Zna moją bransoletkę.
Jestem pewna,
wciąż widzi, że noszę. Milczy.
Obydwa zdjęcia czarno białe. Tutaj nie ma
szarości.
W tym przypadku nie ma szarości. Na
poczekalni
kolory też są
wyraźnie określone.
Przesuwam palcami po koralikach.
Uśmiechają się. Mówią coś, tylko tak
niewyraźnie słychać,
bo ludzie wokół... Boże,
jak dużo mówią, jak dużo mówią. Jak
mówią?
Nie rozumiem... O jakiś zwierzętach,
roślinach, kopulacji.
O swoich najważniejszych światach i
narzekają
na lekarza, że nie powiedział na jak długo
znika.
Gość w za ciasnej koszuli odmawia różaniec.
Pytam, czy pomaga?
Twierdzi - to taka mantra - wycisza,
wycisza.
Kobieta nerwowo licząca drobne, przystaje.
Krzyczy -
dlaczego? W tej samej sekundzie odwraca
się. Odwraca
i wybucha śmiechem. Nie rozumiem. Nic nie
rozumiem.
Mówię, że czasem trzeba zrobić przerwę,
że możemy poczekać te kilka godzin.
Przyznają mi rację,
ale nadal krzyczą i wciąż tak głośno
biegną.
Wraca lekarz, jest smutny. Pochyla głowę.
Milczy.
Komentarze (17)
pozdrawiam lotko.
Znam to milczenie, znam to czekanie, znam ten "hałas".
Przejmujący kawałek poetyckiej prozy.
Pozdrawiam.
Dziękuję.
Jest czas zabawy, wygłupów, radości, dyskusji, pisania
wierszy, biegu, ale jest też czas milczenia,
pochylenia głowy. Ciszy.
To piszę w odniesieniu do swoich potrzeb.
Zycie... jak wiersz, jak wiersz... Pisze się i pisze,
czasem jakoś tak mozolnie, czasem krzywo, czasem
fiołkowo, wiolinowo i zawsze sie mysli, że to jeszcze
nie ten najpiękniejszy wiersz napisałam. Ze jeszcze
napiszę, że przede mną. A tu nagle trach...
Resztę napisały Ewa i Shanna.
I to jest jeszcze dla mnie osobiście bardzo istotne:
/To co zostanie - kropla potu...
Zbigniew Herbert/
Pozdrawiam serdecznie.
Wyjątkowy, niepowtarzalny przekaz emocji i uczuć.
Czytając miałam dreszcze, jakbym była obok, jakbym
była świadkiem, obserwatorem, bez możliwości
powiedzenia, choćby jednego słowa. Tylko nie kasuj
czasami, będę wracała. Uściski Halinko
Z przyzwyczajenia, dla mnie wiersz ... ale to chyba
nie ma znaczenia
Na długo zatrzymały mnie Twoje myśli "cii_sza".
Podzielam każde słowo Demony, Ewy Marszałek. I we mnie
jest wielki bunt na nadmiar emocji w nieistotnych
sprawach, a jednocześnie brak ich, lub płytkość,
nietrwałość tam, gdzie krzywda, ból, nieszczęście,
samotność.... Wiersz oddaję Twoją ogromną wrażliwość;
słyszysz to, czego inni nawet nie zauważają. Ale,
miejsce, w którym wiersz rozwijał się w emocjach jest
szczególne, pełne lęku, niewiadomej przyszłości. Samo
to miejsce jest pełne bólu i strachu... każdy
obłaskawia je na swój sposób. Wiersz wyjątkowy.
Pozdrawiam serdecznie
Ojej, mega wymowne.
Jak zawsze u Ciebie Halinko jest bardzo ciekawe.
Bardzo dziękuję za pomoc. Pozdrawiam serdecznie: )))
Ładnie oddany klimat przychodni szpitalnych, w których
gromadzi się tyle strachu, bólu...
Pozdrawiam :)
Ból i złość wzbiera we mnie, kiedy widzę, jak
zdeprecjonowały się uczucia. Istnieją zazwyczaj tylko
w zagadaniu, przenazywaniu, wyopowiadaniu. Im
bardziej zmetaforyzowane, tym bardziej przekonywujące.
A tak naprawdę nieżywe. Zamieniane w symbole, litery.
I trwające tyle, ile trzeba na wpisanie krótkiego
tekstu.
Moje paciorki są od wczoraj fioletowe. Pewnie sił było
już mało, tym cenniejsze... Wczoraj, kiedy słuchałam
słów o Powstańcach, którym chwała, zastanawiałam się
też, czemu niektórzy z nich nie mają w mieszkaniu
wody. A inni - środków do życia. Albo pieniędzy na
leki. Albo długi niemożliwe do spłacenia. Symbole.
Lubimy je. To zapalanie świec-symboli dla pamięci,
słowa o sercu, by za chwilę już żyć czym innym. I w
okamgnieniu odfajkować...
Napisałaś, Halinko, to, co ja czuję. I nie tylko ja,
jeszcze znam 3 takie osoby. I tak samo je kocham za
to, jak Ciebie.
przytłacza mnie szpitalna atmosfera
i ten zapach.
Pozdrawiam serdecznie
tekst powyższy naprawdę został napisany w
przyszpitalnej przychodni
/cała jaskrawość - Edward Stachura/
dopisek w celu wyjasnienia, aby ktos mnie nie
posądził, ze ostatnie słowo w poniższym tekscie
ukradłam Panu Stedowi.
"Całą jaskrawość" jesli Ktoś nie czytał, polecam
wszystkim.
Dobrej Nocy.
Nie, to nie dotyczy tylko wczorajszego dnia, choć
również.
Niewiersz o niemiejscach
snujesz się korytarzem między gigabajtami
i wydaje ci się że oddychasz że biegniesz
każdego ranka w niepowitanie słońca
każdego wieczora w niestąpnięcie na trawę
otworzyłam wczoraj oczy
dlatego piszę do ciebie
gdy pędzisz
z niemiejsca na niemiejsce
wystarczy jeden ruch palcem by cię skasować
nieistniejesz
wstawianymi fotografiami
wpisami które nie mają nic wspólnego ze światem
uciekaj uciekaj stąd - wbiegnij w jaskrawość
/cała jaskrawość - Edward Stachura/
Podoba mi się przekaz. Odbieram poddobnie do demony.
Miłego wieczoru:)