Miłość do ziemi rodzinnej
Ziemio uboga i piaski szare
pragnąca wody dla twoich zbóż,
leżysz bezradna w słońca upale,
czekasz cierpliwie, aż zdarzy się cud.
I wreszcie wiatry z południa nadchodzą,
błyski szalone, ulewa i grzmoty.
Wreszcie cię ziemio trochę ochłodzą,
bo nie wytrzymasz takiej spiekoty.
Znosisz cierpienia i przeżywasz męki,
albo ci wody, albo słońca brakuje.
Mimo tej twojej całej udręki
wyżywisz wszystkich, nikt głodu nie
czuje.
Ty - ziemio moja, coś mnie wychowała,
dawałaś wszystko, co było trzeba,
tyś mi niczego nie żałowała,
a ja nie chciałam twojego chleba.
Szukam go w świecie obcym, nieznanym,
teraz już wiem, że inaczej smakuje.
Tutaj żyć godnie mi obiecali,
ja nawet smaku jego nie czuję.
Codzienna szarość i noce nieprzespane,
to szczęście, którego szukałam.
Może, to właśnie miało być mi dane,
żebym, gdzie indziej życie poznała.
W dowód miłości mojej do ciebie,
piszę te wiersze, nad którymi płaczę.
Co czuję w sercu tego nikt nie wie,
lecz wierzę mocno, że cię zobaczę.
Gdy wrócę - chcę widzieć, jak niebo
nad tobą zatacza swój krąg.
Jak chmury kłębiaste kolorem się mienią.
Chcę polne kwiaty zbierać do rąk,
które się letnią odkryły czerwienią.
Chcę wąchać jaśmin w swoim ogrodzie,
co rano patrzeć na rosy srebrzyste,
chcę iść wieczorem po słońca zachodzie
drogą mi znaną i wyboistą.
Chcę swoją stopę odcisnąć na piasku
spalonym od słońca przez cały dzień,
chcę nocą błądzić przy księżyca blasku,
w upał południa ukryć się w cień.
październik 1990 r.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.