A miłość-wariatka ta sama...
Jej oczy spoglądały żartem
Kochała chyba tylko siebie
Całowała niczym bogini miłości
Spogladała na wszystkich z wyżsością...
i z urokiem
Spotkali się...przypadkiem?
Spotkali się, bo ona tego chciała
Spotkali się, bo ona...tak, ona
w myślach kojeny żart już miała
On przystojny ona piękna
on brunetem ona blond
on szczęśliwy ona gorzka
lecz ku światu siebie dała
on szarmancki, zaślepiony
za dziewczyną pognał w świat
biegał tu i tam
zakładajac kolejne klapki na oczy
Ona uśmiechem i pocałunkami
zasłaniała mu widoczność
swoim ciałem
oszałamiała
nie widział nic
prócz niej
Owinęła go sobie wokół palca
a potem cóż?
zostawiła
samego na rozdrożu dróg
opuszczonego
zakochanego
W pamieci miał jedynie
słodki smak malin
jej oczy lśniace jak gwiazdy
jej włosy błyszczące jak księzyc
i jej twarz, twarz tej jedynej
jedynej spośród wszystkich
Ona była zmienna
on wciąż był sobą
ona "madra" wciąż inna
on, wariat, ciągle ten sam
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.