Mimo pochyłej..
Jesteś mi obca jak przyrost ambicji
mógłbym Cię zgubić jak klucze wczoraj
dość tych porównań z odległej prowincji
być bliżej gwiazd bym raczej wolał
Z kieszeni wystaje mi pustka jutra
zmienić swą przyszłość nie bardzo mogę
masz inne zdanie, wskocz mi do futra
zagryziesz wargę, dasz sobie w mordę
Teraz Ty tato ze wspomnień zza mgły
zaświadcz jak bardzo się z mamą starałeś
ileś tysięcy zmarnowałeś dni
jednak wychować mnie nie zdołałeś
Mnie pewnie los podobny pisany
syn mnie otruje jadem dziedzicznym
być może tylko odniosę rany
szarżując sobą po torze cyklicznym
Szkoda tych kobiet co na mej drodze
stanęły niczym znak ostrzegawczy
nie to, że w hołdzie bo im nie słodzę
raczej jak równam to do szarańczy
Tylko Ty Boże wybacz mnie kiedyś
skoro sam jeden miałeś ciut gorzej
mimo pochyłej nie przestałem wierzyć
że Ty ją w równię zamienić możesz
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.