Młodzieńcza miłość - roz. XXXIII
Witam Was kochani i serdecznie pozdrawiam,
życząc udanego popołudnia. Bardzo dziękuję
za sympatyczne komentarze i poniekąd,
życiowe porady. Chciałam tylko oznajmić, że
nie siedzę na okrągło w domu i wbrew temu
co Niektórzy mi sugerowali - wychodzę do
ludzi. To tyle, jeśli chodzi o wczoraj, a
teraz zapraszam na następny rozdział mojego
opowiadania, na który Te Osoby co czytają,
nieźle się naczekały.
Rozdział XXXIII
W miłej atmosferze upływały dni spędzane z
Anią i Jackiem, a tym bardziej, że był to
czas niezwykły – okres Bożego Narodzenia.
Chociaż święta już minęły, ale pozostało
oczekiwanie na Sylwestra i Nowy Rok - Ela
miała cichą nadzieję, że okaże się lepszy
od poprzedniego. Czas szybko mijał, a dni
spędzane w tak uroczym towarzystwie,
przypadły Eli do serca tak, że aż nie
dopuszczała myśli o rychłym powrocie do
kraju. Niestety, takie były realia i póki
co, trzeba było im się podporządkować.
Sylwestra spędzili w domowych pieleszach,
ale za to miło i radośnie, a i w Nowy Rok
weszli pełni wiary, nadziei i miłości.
Zbliżał się czas powrotu i choćby z tego
powodu, każde z nich nie tryskało już
entuzjazmem, jak miało to zastosowanie
podczas świąt i całym tym czasie, w którym
nikt z nich nie zawracał sobie tym głowy.
Pozostały ostatnie dwa dni do wyjazdu, w
których to Ania zadecydowała, że pojedzie
wraz z mamą. W ten sposób będzie spokojna,
że mama bezpiecznie dotarła a poza tym
przedłuży się czas, który jeszcze spędzą
razem. Miała też ochotę odwiedzić parę
osób, w rodzinnym kraju. Obie były
zadowolone z takiego obrotu sprawy,
aczkolwiek Jacek niekoniecznie. Obiecała
mu, że szybko wróci i znowu będą razem. I
nadszedł dzień wyjazdu, który notabene do
najszczęśliwszych raczej nie należał.
Każdemu z całej trójki popłynęła niejedna
łezka, ale pocieszali się nawzajem i
ratowali i tak już niewesołą atmosferę.
Anię i jej mamę czekała długa podróż, tym
bardziej że nie samolotem, a
długodystansowym autokarem. Kiedy sobie
pomyślały, ile to godzin jazdy je czeka,
robiło im się słabo na samą myśl –
niestety, trzeba było pokonać te setki
kilometrów i nie było na to rady. Kiedy już
odjeżdżały z przystanku, Jacek niechętnie
machał ręką na pożegnanie, a z oczu kapały
mu łzy. Takie chwile do najweselszych nie
należały, ale Elżbieta znała znacznie
gorsze momenty, swojego nieciekawego i na
wskroś smutnego życia. Kiedy wyjechały z
miasta, Ani również popłynęły łzy – już
tęsknota, wzięła górę. Pocieszała się
jednak tym, że jeszcze trochę czasu spędzi
z mamą, a i za tydzień który szybko zleci,
będzie już z powrotem i tym razem
samolotem. Jechały i jechały i końca nie
było widać – najbardziej w tym wszystkim
cierpiały nogi, których niestety nie można
było wyprostować a i cała reszta ciała,
również była w opłakanym stanie. Obie z
Anią dużo rozmawiały, trochę czytały a i
rozwiązywały krzyżówki – wszystko dla
zabicia czasu. Kiedy znużyły się już tym
czytaniem i wszystkim co było można zabić
tę nudę, postanowiły trochę się zdrzemnąć.
Jak się później okazało, drzemka zamieniła
się w głęboki sen a kiedy się obudziły,
były już na terenie Polski – daleko jeszcze
od miejsca zamieszkania, ale już w kraju.
Kiedy zobaczyły te ojczyste widoki,
wszystkie bolączki zniknęły, jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Z
godziny na godzinę zbliżały się do celu.
Pozostała ostatnia godzina jazdy, tej
niezmiernie męczącej podróży. Kiedy autokar
zajechał na jakże znany dworzec autobusowy,
były po prostu szczęśliwe. W tym momencie,
nic nie było ważniejszego jak to że
wreszcie dojechały. Kiedy już wysiadły,
prawie równocześnie powiedziały coś, co je
bardzo rozbawiło – nigdy więcej. Oczywiście
miały na myśli jazdę autokarem – od tej
chwili, tylko i wyłącznie samolot. Gdy
dotarły już do domu i choć były bardzo, ale
to bardzo zmęczone, niestety trzeba było
pójść po zakupy. W lodówce nie było nic,
nawet światła. Coś tam niby przywiozły, ale
to za mało, żeby zaspokoić wszystkie
potrzeby począwszy od produktów
spożywczych, poprzez owoce, warzywa i
nabiał, poprzez kosmetykę itp. sprawunki.
Było już późne popołudnie kiedy wróciły z
zakupów, objuczone niczym dwugarbne
wielbłądy. Nastawiły wodę na herbatę i w
trakcie przygotowywania posiłku, prawie że
zasnęły na stojąco. Jeszcze tylko mała
chwila i jedzonko będzie gotowe, a wtedy,
już im wszystko jedno.
Komentarze (12)
W towarzystwie córki, Eli czas nie dłużył się w
podróży, miały go tylko dla siebie a to dobrze wpływa
na pogłębienie więzi rodzinnych.
Miłego dnia Isiu, z przyjemnością przeczytam co
dalej...
JESTEM NA TAK!Pozdrawiam serdecznie i czekam na dalszy
ciąg :)
Bardzo ładnie proza tobie Isiu się pisze - gratuluję
Pozdrawiam Serdecznie
Witaj Isiu!
W końcu doczekaliśmy się kolejnych rozdziałów...
Pozdrawiam cieplutko i promiennego dnia Irenko:)
Pięknie dziękuje za odwiedziny i buźka.
Witaj Isiu, znowu z przyjemnoscia poczytalam, czekam
na dalsze czesci... rzeczywiscie na ten czekalismy
dlugo, ale warto bylo. Moc serdecznosci.
ładny, ciepły kawałek prozy z przyjemnościa
przeczytałam Iruś, czekam na dalszy ciąg :)
Po przeczytaniu Twojej ciekawej, życiowej prozy Isiu
myślę sobie, że wszędzie dobrze, ale w rodzinnych
stronach najlepiej, dla nich nawet duża odległość do
pokonania niestraszna.
Miło było poczytać, pozdrawiam Isieńko:)
Bardzo ciekwie piszesz Isiu
Lubię takie opowiadania
Czekam na ciąg dalszy
Pozdrawiam serdecznie :)
Niedawno przypominałem sobie te Twe opowiadanie i te
poprzednie o kobiecie, której życie się tak potoczyło,
że więcej mężów w swym życiu miała. Cieszę się, że
znów mogłem przeczytać, bo Twoje opowiadania, jak i
historyczna powieść kolegi.., oraz inne takie
"tasiemce"- w pozytywnym znaczeniu mnie pochłaniają,
przeżywam emocjonalnie i bardzo, bardzo mnie wciągają.
Lubię rodzinne historie, najbardziej tę z życia
wzięte, choć są długie czytają się wspaniale. Z
przyjemnością przeczytałem. Pozdrawiam serdecznie:-)
z rodziną miło się spędza czas a rozstanie smutkiem
okraszone tak bywa
Fajne opowiadanie:))czekam na ciąg dalszy Pozdrawiam
serdecznie Irenko:))
Znam to z autopsji.Niestety takie są realia z ciężkim
sercem rozstajemy się z najbliższymi.Pozdrawiam
serdecznie:)