Młodzieńcza miłość - roz. XXXVII
Pozdrawiam Was kochani i życzę, miłego i
słonecznego popołudnia - u mnie właśnie,
takie jest. Dziękuję też, za
przesympatyczne komentarze i zapraszam, do
dalszej części mojego opowiadania:)
Rozdział XXXVII
Wieczór, w którym to Elżbieta spotkała się
po latach z Witkiem, nie należał raczej do
mile spędzonych. Kiedyś przed laty kiedy o
takim właśnie marzyła, było to zupełnie
niemożliwe, a teraz jakoś nie potrafiła się
tym cieszyć. Za dużo w życiu już przeżyła,
tyle samo spotkało ją upokorzeń, a i
mentalnie też się zmieniła. Jakoś nie
potrafiła go rozgryźć, a i doszukać się w
nim tego, co kiedyś tak bardzo kochała.
Kiedy nazajutrz tak rozpamiętywała tę nie
codzienną wizytę, zadzwonił telefon. Kiedy
odebrała, usłyszała głos Witka. - Cześć
Elusiu, czy masz na dzisiaj jakieś plany? -
Niby nie miała, ale jakoś nie miała też
ochoty, aby z nim się spotkać. - Cześć
Witku, plany to mam - (skłamała) i zaraz na
poczekaniu wymyśliła bajeczkę. - Mam wizytę
u lekarza, a potem to chyba pojadę
odwiedzić starszą córkę i wnuczka. - Nie
było to aż takie kłamstwo do końca, bo
rzeczywiście czekała ją wizyta lekarska,
którą notabene ciągle przekładała, a i
odwiedziny córki, też nie były wyssane z
palca. Jedyna w tym intryga, to to, że
poniekąd sytuacja pomogła jej podjąć
decyzję. - To szkoda, bo chciałem się z
Tobą spotkać - Spotkać, a w jakim celu? -
Może poszlibyśmy na spacer i pogadali o
starych dobrych czasach - O starych może
tak, ale czy one były takie dobre? - To
zgadzasz się? - Tak zgadzam się, ale nie
dzisiaj. - Nie był zadowolony, z takiego
obrotu sprawy - poznała to jego tonie, ale
nie zależało jej na dobrych z nim
relacjach. - To może zadzwonię jutro i
jakoś się umówimy - dobrze, zadzwoń. -
Odpowiedziała od niechcenia i odłożyła
słuchawkę. Sama nie wiedziała co robić, ale
trochę ją zaintrygował tą propozycją. Do
lekarza poszła (trochę z musu), ale do
córki nie pojechała - nie miała humoru, a i
nie za dobrze też się czuła. Tego wieczoru
wcześniej się położyła i prawie zaraz
zasnęła. Kiedy rano się obudziła, pierwsze
co przyszło jej do głowy, to ten telefon od
Witka - jakoś nie dawało jej to spokoju.
Chyba podświadomie coś przeczuwała, ale nie
były to dobre przeczucia. Kiedy po
śniadaniu zabierała się do małych
porządków, niespodziewanie zadzwonił
telefon. Próbowała nawet zgadnąć, kto
dzwoni i nie pomyliła się. Witek wznowił
swoją prośbę i tym razem, zgodziła się z
nim spotkać. Umówili się po południu na
godzinę 16 - tą. Miejsce spotkania było
dość odległe od domu Eli, ale sama je
zaproponowała, bo zawsze marzyła o 'randce'
w tym parku. Kiedy przyszła na umówione
spotkanie, Witek już czekał (miała
nadzieję, że przywita ją choć jednym
kwiatkiem, ale pomyliła się). Nie miała
szczęścia do facetów tego pokroju, a raczej
do takich, co to węża mieli w kieszeni.
Przywitał się dość miło i zaproponował
spacer, w głąb tego dość rozległego parku.
Początkowo szli w milczeniu obok siebie,
ale po jakichś dziesięciu minutach, Witek
zaczął wspominać niezapomniane wczasy,
które to dla Elżbiety były dość przykrym, a
nawet bolesnym tematem - właśnie ze względu
na niego. Strasznie był ciekawy, jak to
wszystko się zaczęło. Ela cofnęła się w
myślach do czasów młodości i rzeczywiście
po kolei, opowiadała mu wszystko z
detalami. Dziwił się, że tak dobrze
wszystko pamięta i starał się wczuć, w jej
położenie sprzed lat. Gdy opowiedziała już
tę prawie całą historię, zaproponował żeby
usiedli na ławce i tak też zrobili. Kiedy
Elżbieta chciała kontynuować, przysunął się
nieco i pocałował ją. Nie spodziewała się
takiego obrotu sprawy, ale nie było to
niemiłe. Potem objął ją i próbował się
tłumaczyć, dlaczego tak to wszystko wyszło,
że musiała tak cierpieć. Obiecał, że może
chociaż teraz choć trochę, zrekompensuję
jej ten nie najlepszy okres tamtych lat.
Słuchała go i choć nie wiedziała dlaczego,
jakoś mu wierzyła. Posiedzieli może jeszcze
chwilkę, po czym wstali i poszli w stronę
stawiku z łabędziami. Kiedy tak szli, wziął
ja za rękę i uśmiechnął się tak miło, że aż
jej ciarki przeszły. Ten uśmiech rozbroił
ją do tego stopnia, że widziała go już
takim, jakim chciała widzieć. Kiedy zaczęło
się już ściemniać, poprosiła go żeby
odprowadził ją do domu. Kiedy byli już
blisko, Ela zaproponowała wejście na górę i
zaprosiła na herbatę. Nie spodziewał się
tego zaproszenia, ponieważ było już dość
późno. Po namyśle, przełożyli tę herbatę na
inny dzień i pożegnali się. Ela pocałowała
go nieśmiało w policzek, ale on objął ją i
pocałował jak prawdziwy facet. Kiedy
odchodził, pomachał jeszcze ręką na
pożegnanie i znikł za rogiem. Postała tak
jeszcze chwilę, po czym szybkim krokiem
weszła do bramy. Szła po schodach jak
pijana i czuła się, jakby obuchem dostała w
głowę. Nim doszła na swoje trzecie piętro,
była już pewna, że miłość z tamtych lat
wróciła.
Komentarze (23)
Jak zwykle przeczytałam z przyjemnością Isiu :)
Prawdziwy facet całuje...
... w rękę? :)
Pozdrawiam
Młodzieńcza miłość pełna ciepła i wdzięku.Piękna
historia Isiu.Czekam na dalszy ciąg.Pozdrawiam
serdecznie.:)
fajne i mnie się podoba kochana ... bardzo ciekawe ...
pozdrawiam
lekkość Twojej ręki jest imponująca+:) pozdrawiam Isia
stara miłość nie rdzewieje, ciekawy fragment prozy, z
przyjemnością przeczytałam, serdeczności Ireczko :)
Wróciła miłość i to mi się podoba. Ciekawe czy tym
razem Ela oddała swoje serce właściwej osobie.
Spokojnej nocy Isieńko :)
szalona młodzieńcza miłość Tak ładnie opowiedziana
Pozdrawiam Irenko:)))
Jacku, Renatko, Magnolio, Marioluś, Romku i Oleńko -
pięknie dziękuję za miłe komentarze i cieplutko
pozdrawiam:)
Ach, ta młodzieńcza miłość
Pozdrawiam Isiu:-)
Isiu
z przyjemnością, czekam na cdn.
:)
Pozdrawiam serdecznie!
Hi Kochana Irenko!
Powróciły wspomnienia z dawnych lat,czekam na dalszy
ciąg...
Uroczego wieczorku i moc uścisków:)
Piękna proza lubię takie wspomnienia gdy jest mi
smutno one wprawiają mnie w lepszy nastrój,czekam z
niecierpliwością na ciąg dalszy.
Przeczytałam i bardzo lubię Twoją prozę :-) pozdrawiam
miło :-)
Bardzo lubię prawdziwe historie, czytam ją z wielką
przyjemnością. Pozdrawiam Cię Isiu serdecznie:)))