Mój akt I
Gram rolę, zakładam maskę
i gdy słowa mego monologu
docierają do uszu Twoich
jesteś mną zachwycona.
Bijesz brawo, rzucasz różę
na zakurzoną od prawdziwego życia
scenę, która dziś jest moja
A gdy z niej zejdę,
po schodach w dół
wprost do mojego "ja",
które wita mnie czule
z szarością życia w dłoniach.
I ubiera mnie w nią.
Znów jestem sobą. Tak to ja.
I teraz patrzysz z niesmakiem.
Niegdyś król, teraz żebrak.
Jam król żebraków! Król powiadam!
Bo gdy oni o pieniądze lub chleb,
żałośnie wołają w niebiosa
Ja płaszczę się o rolę.
O życie sztuczne moje.
Bo sobą być już nie chcę.
Twarz szarą znów odłożyć na półkę,
i światła padają na oblicze króla,
który porwie do walki ściat cały
jednym gestem, jednym słowem.
Lecz na to zycie spada nieuchronnie,
aksamitna śmierć - Kurtyna.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.