Mój ból z zielonymi oczami
Czekałam na niego
wiedząc,
że nie przyjdzie.
Jednak on schował się za moimi plecami
i czekał.
Wiatr zdążył rozsypać me sny
na tysiące marzeń.
Słońce zdołało je ukryć
lecz nikt nie potrafił pozbierać.
A mój ból,
ten z zielonymi oczami,
nie opuścił mnie na krok.
Niczego nie obiecywał,
niczego nie pomijał.
Chciał siłą dorównać Nadziei.
Zmęczona bezsilnością
poddałam się jego pragnieniom.
Teraz nie mam sił, by dalej żyć,
by dalej spadać w dół...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.