Mój teatr.
Dla tego, kogo nie ma.
Rola drugoplanowa.
Półmrok zaspanych powiek.
Mgła cichej muzyki
zjada kolejne rekwizyty.
Jetem przebrany za siebie.
Mam w rękach wielkie serce
wycięte ze styropianu.
Złamane. Zalane czerwienią.
Wbijam w nie paznokcie,
bo zapomniałem kwestii.
Stare deski cicho jęczą,
gdy przestępuję z nogi na nogę.
Takie moje oswojone echo
tego, co mi gra między uszami.
Zjadamy się spojrzeniami.
Ja i potwór o setkach twarzy.
Sufler pijany gdzieś leży,
dokładnie zapamiętuje sny.
Czuję, jak płyną mi łzy.
Mokre i śliskie kijanki myśli.
Pierwszy akt dramatu
skończy się zapewne tak samo
jak te przed i te po nim.
Te, których nigdy nie było.
Mam wygłosić monolog życia.
Taki, o którym się zawsze pamięta.
Puszczają to w telewizji
tylko w rocznicę śmierci.
Ciekawe, że to dopisane zakończenie
ma smak cierpki, nienasycony.
Komentarze (4)
życie to teatr, czasami przychodzi nam grać
dramaty...wiersz fajnie napisany...pozdrawiam
pochłonął w całości moją uwagę, po prostu samo
życie. dobry wiersz.
podoba mi się wyobraźnia układania w przestrzeni i
symulacja zdarzenia Dobry jest +
Twój wiersz mi się podoba ma to ,,coś".