Mój własny armageddon
Wszystkim tym, co zaczynają wierzyć, że coś jest nie tak...
Czemu mój Boże dusza ma egoizm skrywa
Czemuż życie okrywa...
Okrywa zła i nienawiści narzutą...
Niczym magik pragnący chaosu...
Czemu świat komplikuje się ciągle...
Czemu łapie mnie złości uczucie...
Czy nie ma końca słodkiego...
Czy skończy się zawiści sztyletów kłucie...
Cios za ciosem...
Słowo za słowem...
I czyn za czynem...
Czas płynie a ja stoję w miejscu z uczuć
mych stosem
Nie zostawiaj mnie samej...
Nie daj mi cierpieć...
Więcej...
Goręcej...
Okropnej twarzy świata spoglądam w oczy
A w nich...
Śmierci błyski iskrzą się
Ostro....
Wyraźnie...
Nie widzę w nich Cię!
Boże mój trzymaj swe dziecko
Pod płaszczem miłości
Zabierz do twierdzy z dala od złości...
Chcę uciec...daleko...
Chcę zniknąć... na zawsze...
Chcę poczuć słodycz wolności...
Gorycz me usta wypełnia złowrogo
Nie daje wytchnąć...
Nie daje żyć..
Skończ już cierpienia mego sekundy...
Zatrzymaj serce...
...i czas
...i ludzi
Ludzi rozkosz widzących w męce...
Co zniszczyć chcą nas
Nas...jak pięknie to brzmi...
Nas ...czyli Ciebie i mnie...
Czy ma dusza już śni...
Czy na prawdę ze mną jesteś Boże?
Serce me uwierzyć nie może...
Że będzie lepiej
Serca mego trwoga...
Boje się...
Rzeczywistość spogląda złowroga
I słucha i zerka zza zmęczenia zasłony
Wsłuchuje się pilnie w duszy pokłony...
Przed Tobą!
Kochaj mnie...
I broń...
I pilnuj...
I nie daj zwyciężyć ciemności!
Duszę mą zatrzymaj w czystości
Aby zawsze i wszędzie Tobie służyła...
Źródłem miłości zdobiła...
Ten świat...
Ten świat...
Ludzie tak często powtarzają mi, że jestem zła, że już powoli zaczynam w to wierzyć... Wiersz pisany dość dawno ale...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.