moja dzielnica
jest wczesny ranek szara ulica
w parku bezdomny moja dzielnica
śpię
obok mężuś ta kreatura
tak beznadziejny jak czarna dziura
alarm och wyje niech go ktoś wdusi
rany do pracy szef mnie udusi
muszę się zewlec z łoża czeluści
ślubna pomyłka nie chce mnie puścić
bo się domaga tak bez litości
nie respektuje wstrzemięźliwości
wtem się wyrywam człapię kapciami
by się nie potknąć o rąb piżamy
wszystko mnie złości i z rąk mi leci
nawet wpieniają mnie własne dzieci
które nad ranem jeszcze zjarane
wracają
dzwonią
trzymając ścianę
pędzę do kuchni ekspres herbata
jak nawiedzona w tę we w tę latam
wreszcie docieram do drzwi łazienki
i tu mnie czeka zawód niewielki
bo
na kafelkach leży me dziecię
trzymając głowę wewnątrz, w klozecie
szybko ogarniam i go wywlekam.
pod drzwiami z miską pies na mnie czeka
potem ablucja podmuch suszarki
matko wplątała po plecach ciarki
czas jak torpeda niezwykle prędki
polakieruję spalone kępki
make-up pomadka tusz wpadł do oka
ciurkiem po twarzy płynie Wisłoka
dobrze
ogarniam
nic się nie stało
a tego czasu jest wciąż za mało
kuchnia łyk kawy później kanapki
do torby zgarniam swoje manatki
spódnica bluzka i pantofelki
no a rajstopy o Boże wielki
płaszczyk torebka i parasolka
ale gdzie karma jest dla azorka
z wdzięcznością patrzą na mnie psie
ślepia
a spacer
trudno tylko poklepać
ktoś wyprowadzi i się utrudzi
zanim mój pupil zdąży nabrudzić
trzask drzwi i zbiegam serce mi wali
bo na przystanku ludzie już stali
biegnę zdążyłam już już dopadam
odjechał
na mokrą ławkę z wolna opadam
w głowie się kłębi serce się tłucze
rany zgubiłam od domu klucze
nie
są w porządku jest i komórka
gdzie była
w nocy
dziś
moja córka
jedzie następny
spóźniony
wsiadam
głowę na szybę powoli składam
teraz to myśli mkną jak tornado
czy to jest mój świat
to eldorado
za oknem gęsto dżdżu krople lecą
blaskiem diamentów na szybie świecą
ranek do pracy szara ulica
w parku bezdomny moja dzielnica
Komentarze (15)
Jakbym siebie widział. Pewne drobne szczegóły się nie
zgadzają, ale atmosfera uchwycona na 5+.
Jeśli wszystkie będą takie fajne na pewno nie minę Cię
w czytaniu. Pozdrawiam.
Nie można uporządkować wiersza ponieważ straci on na
przejrzystości i stanie się jedną, długą i nieczytelną
kolumną. Teraz jest czytelny i ma własny charakter.
Swoją budową ukazuje prawdziwy chaos oraz rozedrganie
emocjonalne podmiotu lirycznego. Utwór poetycki bardzo
mi się podoba dzięki jego oryginalnej konstrukcji.
Życzę miłego wieczoru.
nasze szaleństwo czynności codziennych,ukłony
Fajny wiersz:) pozdrawiam z usmiechem
Oj poranek taki męczący jest ale opis
ciekawy...Pozdrawiam
Samo życie opisane dowcipnie
Pozdrawiam serdecznie i z "uśmiechem":)
"Przerąbane" ...chyba, że w pracy da się odpocząć.
Fajny - pozdrawiam!
Witam! dzięki za pozdrowienia i ciepłe słowa. Pisuję
od jakiegoś czasu ale nie publikowałam
na początek ciekawy wiersz,Pozdrawiam
serdecznie:)witaj na Beju
Skalniak, to kwestia gustu. Nie będziemy się
sprzeczać. Widzę jednak, ze autorka troszkę i tak
uporządkowała wersy.
Nie zazdroszczę tego pędu, bo na ogół jestem żółwiem,
ale już do pracy się nie spieszę i nigdy nie robiłem
sobie make-upu, więc nie umiem sobie wyobrazić tej
szybkości.
Nie zmieniaj zapisu, bo Twój jest bardzo czytelny, a
ten z propozycji K.K jest "natłoczony" jak tramwaj w
szczytowych godzinach i dla mnie trudniejszy w
czytaniu.
Wiersz sam się czyta.
Pozdrawiam:)
Ciekawy wiersz,pozdrawiam
Moja propozycja wygląda następująco:
jest wczesny ranek szara ulica
w parku bezdomny moja dzielnica
śpię obok mężuś ta kreatura
tak beznadziejny jak czarna dziura
alarm och wyje niech go ktoś wdusi
rany do pracy szef mnie udusi
muszę się zewlec z łoża czeluści
ślubna pomyłka nie chce mnie puścić
bo się domaga tak bez litości
nie respektuje wstrzemięźliwości
wtem się wyrywam człapię kapciami
by się nie potknąć o rąb piżamy
wszystko mnie złości i z rąk mi leci
nawet wpieniają mnie własne dzieci
które nad ranem jeszcze zjarane
wracają dzwonią trzymając ścianę
pędzę do kuchni ekspres herbata
jak nawiedzona w tę we w tę latam
wreszcie docieram do drzwi łazienki
i tu mnie czeka zawód niewielki
bo na kafelkach leży me dziecię
trzymając głowę wewnątrz, w klozecie
szybko ogarniam i go wywlekam.
pod drzwiami z miską pies na mnie czeka
potem ablucja podmuch suszarki
matko wplątała po plecach ciarki
czas jak torpeda niezwykle prędki
polakieruję spalone kępki
make-up pomadka tusz wpadł do oka
ciurkiem po twarzy płynie Wisłoka
dobrze ogarniam nic się nie stało
a tego czasu jest wciąż za mało
kuchnia łyk kawy później kanapki
do torby zgarniam swoje manatki
spódnica bluzka i pantofelki
no a rajstopy o Boże wielki
płaszczyk torebka i parasolka
ale gdzie karma jest dla azorka
z wdzięcznością patrzą na mnie psie ślepia
a spacer trudno tylko poklepać
ktoś wyprowadzi i się utrudzi
zanim mój pupil zdąży nabrudzić
trzask drzwi i zbiegam serce mi wali
bo na przystanku ludzie już stali
biegnę zdążyłam już już dopadam
odjechał na mokrą ławce z wolna opadam
w głowie się kłębi serce się tłucze
rany zgubiłam od domu klucze
nie są w porządku jest i komórka
gdzie była w nocy dziś moja córka
jedzie następny spóźniony wsiadam
głowę na szybę powoli składam
teraz to myśli mkną jak tornado
czy to jest mój świat to eldorado
za oknem gęsto dżdżu krople lecą
blaskiem diamentów na szybie świecą
ranek do pracy szara ulica
w parku bezdomny moja dzielnica
Zrobiłbym porządek w wersach, tak, aby rymy były
lepiej widoczne i, żeby troszkę lepiej się czytało.
Ogólnie tekst jest spoko. Daję 5 w mojej skali od 1-6.