moja Nefretete
Nie było mi łatwo pozbierać się w sobie,
po tym jak raniła Twoja obojętność.
Prosiłem niebiosa o szczęśliwy koniec,
tego, co tak bardzo mnie kiedyś urzekło.
Zmieniałem się co dzień, by stawać się
lepszym,
zbliżając się prawie do słów:
doskonałość,
lecz Twoje milczenie i wymowne gesty,
sprawiały, że potem już nic się nie
chciało.
Do życia wracałem przez piaski pustyni,
wiatr sypał je w oczy, zalepiał mi usta,
nadzieje...tak czule żegnałem się z
nimi,
złudzenia dręczyły jak odbicia w lustrach.
Z myślami walczyłem do samego końca,
jakbym walkę podjął ze śmiertelnym
grzechem,
Ty byłaś boginią mego Nieba, Słońca,
nie chciałaś mnie wcale...moja
Nefretete.
Komentarze (2)
Podobno milosc musi bolec-czesto boli tylko jedna
osobe:( Wymowny wiersz.
Czasami niestety jest tak, że kochamy tą drugą osobę
ale ona nie kocha nas, takie jest życie...ale nie
wolno się poddawać...;)