Moja sosna
nie wyobrażam sobie dnia bez niej
gdy zagubiona w lesie pośród godzin dnia
przypadkowych
zmęczona omijaniem leżących pni
odnajduję wieczorem wśród ciszy
dźwięk właściwy
Jak nie wtulić policzków
w jej niewzruszony spokój?
spojrzeć w jej strzelistą smukłość z
podziwem
i marzyć
przesuwać swe dłonie
wcierać jej zapach
obejmować jak kochanka
i szeptać czerwieniąc przy każdym słowie
czuć jak rozchyla dla mnie aort swych
magistrale
wyrzucając ku szczytom
gejzery życiodajnej energii
kobietą być
przy jej monstrualnym kształcie
nasłuchując jak rozpierana żądzą życia
otacza w coraz to nowe słoje
dla mnie pulsując
i zasypiać szczęśliwa
przytulając
Komentarze (7)
Na początku nie spodziewałem się że to napiszę, ale
mnie przekonałaś tymi obrazami Na plus:) pozdrawiam:)
Przytulaście.
Pozdrawiam
Bardzo obrazowo.
Pozdrawiam serdecznie :)
Bardzo fajnie i romantycznie.
Bardzo sensualny wiersz,
z ciekawą metaforyką.
Dobrej nocy życzę.
Obrazowo:) Przypomniała mi się sosna
Gałczyńskiego, która rosła na Mazurach niedaleko
leśniczówki Pranie. Uschła w 1983 r i w miejscu gdzie
rosła umieszczono pamiątkowy głaz. Dobranoc:)
Ja miałem brzozę Ty jednak masz sosnę,
obie jak zawieją, jakżeż one są głośne.
Pozdrawiam Grusano, dobranoc.