***Moje podwórko***
Do Niego... za to, że uczynił moje życie takim właśnie podwórkiem ;(
Pachnąca świeżością trawa
mojej świnki ulubiona potrawa
Gąszcz nieprzebytych krzaków
w którym aż roi się od ptaków
Stara wierzba ku ziemi nachylona
co splata żałośnie gałęzi ramiona
Smukła jarzębina, która jesienią
zachwyca wszystkich piękną czerwienią
Sędziwy kasztanowiec, z tego znany
że największe w okolicy rodzi kasztany
I wreszcie klony, najbliższe okien mych
drzewa
na których zawsze pogodnie ptak jakiś
śpiewa
Jest też stary, zniszczony już trzepak
i piaskownica, żółta jak kwitnący rzepak
A całe podwórko przecina szeroka ścieżka
którą się każdy przejść nie omieszka
Pamiętam dokładnie… Jeszcze niedawno
tak właśnie było…
ale w ciągu kilku dni wszystko się
zmieniło
Robotnicy z maszynami przyjechali
i długo się nie zastanawiając
całe podwórko w kilka godzin rozkopali
śmiejąc się przy tym i rozmawiając
A potem sobie poszli, każdy w swoją
stronę,
a podwórko zostało, ale jakże odmienione
Teraz już nie ma tej zielonej trawy
przykrył ją na długo piasek rudawy
Tylko piękne jak dawniej drzewa nadal
rosną
i szumiąc liśćmi śpiewają pieśń żałosną
Nikt już ścieżką nie chce przechodzić
woli na około chodnikiem chodzić
I nikt już przez okno nie wygląda
Nikt na oszpecone podwórko nie spogląda
oprócz mnie…
PZDR dla tych, którzy doczytali do tego momentu...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.