Moje schronisko
Chciałbym w górach przytulne schronisko
Dach otulony mchami, gór oddechy blisko
Izbę drzewną, żywiczną, naftówkę pod
powałą
Komin ciosany z granitu, atmosferę
ospałą
Ciepło bijące z kominka, ławę do leżenia
Kożuchy grube, baranie, do głowy
wtulenia
Stół wytarty łokciami, historią życia
ciosany
Podłogę sękatą, leczącą od gwoździ rany
I okno ... mały świetlik, sączący jasność
duszy
Za nim, groźne turnie, które tylko czas
wzruszy
Kolorowe kwiatów hale, szlaki w bezkresną
dal
I Ciebie radosną, otuloną w czułości
szal
Za skałami, błyszczące ogniem, jakieś
siedliska
Tam gdzie trwa walka, problemów burza
błyska
My w cieple kożuchów ukryci, ciszą
uspokojeni
Smakujemy nektar uczuć, bliskością ciał
upojeni
Chciałbym, gdzieś w górach takie schronisko
...
- może do niego już bardzo blisko ...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.