moje własne Idaho
źli chłopcy i złe dziewczynki
igrzyska świateł nocnych
i cieni
wygrywają szczury
które chwyciły świeże mięso
przed karuzelą świtu
chłepcą wodę z kałuż
bezdomne psy
myślimy że nas to nie dotyczy
ale
to dotyczy wszystkich
chwyć jakąś gałąź
za rękę
i biegnij
rzeczywistość jest nieważna
ważne są intencje
burt nie widać
są pokłady
kołysanie może być przyjemne
do czasu aż zaczniesz rzygać
samym
sobą
chłepcą wodę z kałuż
bezpańskie psy
i w dzień i w nocy
kiedyś obcięto im ogony
brutalnie
więc nawet gdy przechodzisz obok
nie zareagują
źli chłopcy i złe dziewczynki
nigdy nie pójdą spać
nigdy stąd nie odejdą
kiedyś zgasną jak zepsuty neon
i przestaną razić
a teraz, o północy, kiedy ulica
wyszarpuje okna
jawny gwałt przecina
skowyt samotnego wilka
gdzieś z głębi miasta
Komentarze (9)
czuję ten wiersz podskórnie, boli jak zastrzyk z
penicyliny w tyłek... sorry - ale takie mam pierwsze
skojarzenie.
Bardzo interesujący wiersz, który daje do myślenia,
pozdrawiam:)
Twoj wiersz, z tyloma emocjami, odczuwa sie je.
Czasem interpretacja, nie jest potrzebna, poniewaz
wiersz, jak powiedzialam, sie czuje.
Pozdrawiam Marti.:)
Witaj Marto:)
No nie powiem dosyć ciężki temat ale chyba masz dużo
racji:)
Pozdrawiam:)
mocno, wymownie!
Trochę mną wstrzasnelo ale chyba tak miało być..
Mocny!
Pozdrawiam serdecznie :*)
mocne.... pozdrawiam
Brrr...i odchodzę,
myślę że zawodzę.
Pozdrawiam Marto, zabolało.
Bardzo smutny, wymowny i bardzo dobry przekaz, jak
zwykle zresztą.
Miłego wieczoru Marto życzę:)