Mono
usiadłem w fotelu ściśnięty przez silne
ramiona
przysłuchując się barytonowym gwizdom
komina
zapaliliśmy razem poszerzając i tak czarne
dziury
wachlarze dymu wypełniały nasze głuche
wnętrza
nie było w pobliżu popielnicy więc
otworzyłem okno
i przygasiłem peta wypalając krater na
księżycu
od czasów gdy dziadek nie rozłupuje już
orzechów
bujane krzesło kołysze się nocą jak twarde
skorupy
z których robił łódki tonące przy każdym
powiewie
położyłem igłę adaptera na czarnej
winylowej płycie
szlafrok tańczył między narożnikami dużego
pokoju
jak Muhammad Ali unikający nokautujących
ciosów
nakręciłem porcelanowe lalki aby mi
towarzyszyły
nieruchomiejąc z równie niemym wyrazem
twarzy
zatrzasnąłem powieki gdy odkształciły się
sprężyny
zmrużone żarówki cicho trzeszczały jak
świerszcze
a nietoperze na karniszu usnęły spuszczając
głowy
i cienie ukradkiem zlały się w atramentowe
plamy
Komentarze (4)
Przyjmij uznania za porównania.
Autorze, nie obraź się, ale ten tekst traktuję jako
dobry materiał na wiersz. W obecnym wydaniu jest zbyt
przegadany. Pozdrawiam :)
Czy u pana zawsze jest tak smutno? Pozdrowienia.
Stara chata nastraja ... :)