Moogologia
Z początku gładki. Później, w miarę trwania
–
coraz bardziej rozwibrowany.
Pojedynczy dźwięk przeciąga się niemal w
nieskończoność, drżący
i ostry.
Następują kolejne. Łączą się
i rozchodzą…
Pędzą wprost na siebie, ale nie zderzają
się, tylko krzyżują.
Zataczają koła,
a potem – nacierają ciężką, organową
nawałą,
tak jak naciera na piaszczysty brzeg
wzburzona fala.
Wciąż rozchodzi się echo, zagłuszając
jedynie
chwilowy spokój.
I znowu nabierają rozpędu skomplikowane
pasaże. W górę i w dół,
w górę i…
Zwalniają, wpadając w nostalgiczną barwę,
by w powolnym prologu pędu mógł się wznieść
– niczym kosmiczny pocisk,
tylko jeden jedyny ton, ale za to jakże
krystaliczny i lśniący – tym lśnieniem –
wschodzącej Wenus.
(Włodzimierz Zastawniak)
https://skrzek.bandcamp.com/track/spok-j
Komentarze (7)
Dźwięk muzyki piękny jest ..
Swietnie opisales brzmienie dzwieku, powstajacej
muzyki, tak zrozumialam twoj wspanialy wiersz,:),
wspaniale metafory.
Pozdrawiam Arsis.:)
Interesująca refleksja.
jest w tym wierszu lśnienie :) nie tylko wschodzącej
Wenus
Bardzo dobry wiersz!
sztuka kochania:) mi to brzmi erotycznie:)
pozdrawiam:)
to niczym fala
równomierna
unosi się opada
krystalicznie
wydaje swój dźwięk w:)