Morderstwo Anny B.
Dla wszystkich, którzyn"uwielbiają" chemię...
Dzień był pochmurny i szary,
wiatr wiał od wschodu.
Ulica szła kobieta
elegancko ubrana.
W płaszczu czarnym
z teczką w ręce
zmierzała do domu.
Nazywała się Anna B
- tak niepozornie.
Potworem była niesłychanym,
zmora i koszmarem młodzieży.
Bo wiecie, nauczycielem znienawidzonym
była.
Chemia jej bronią była,
torturą i męka dla ucznia.
Dnia tego deszczowego,
gdy do domu zmierzała
zręcznie omijając kałuże
wpadła do dziury w chodniku
krzycząc ile sił w płucach.
Po godzinie przyjechała policja,
straż, ksiądz i sąsiedzi.
Wszelki ślad po niej zaginął,
odpłynął wraz z nią kanałem ściekowym.
Potem ludzie wspominali
taką jedną Annę B,
która nie umiała patrzeć pod nogi.
Chodziła z nosem ku górze
i tylko lufy wstawiała
Legendy krążyły po szkole
jak też do tego mogło dojść.
Ciało pedagogiczne pogrążone w żałobie
obgadywało ją dalej po kątach.
Uczniowi cicho krzyczeli z radości.
I tylko jedna osoba wiedziała,
że kratkę ściekową usunięto specjalnie.
Ze specjalną dedykacją dla mojej Wychowawczyni :D:D:D
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.