Morze zwane życiem
Dla mojego managera ;*
Cierpię oddychając.
Niczym okręt wojenny tonę.
W głębokim morzu łez,
Które wycisnęło życie…
W me żagle wieje pustka.
Mój ląd zamazał cień.
Płynąć dokąd ? Płynąć jak ?
Zostało tylko dno…
Ku nicości podążam powoli.
Wokół mnie tysiące innych walk.
Wygrani znów oddychają powietrzem,
Podbici zranieni, są bliżej wnętrza
Ziemi…
Swą stopę stawiam na nowym gruncie.
Okaleczone, szare pustkowie.
Głos rozpaczy rozbrzmiewa wielkim echem.
Nie odczuwam już nawet głodu
miłości…
Odbić się do skoku, czy w bólu zasnąć ?
Nawet jeśli wrócić, to po co, dla kogo ?
Samotność odbiera mi wszelkie siły.
Taki jest właśnie świat. Morze zwane
życiem…
Komentarze (3)
żyć... dla samego życia, bo warto... mimo wszystko...
Ostatnia zwrotka... rzuciła mnie na kolana. Cały
wiersz świetnie oddaje klimat. Moze następny, dla
równowagi, optymistyczny?
Od dna można sie odbić tylko włóż trochę w to
wysiłku.Nie upadaj zaraz na duchu.
pozdrawiam