Motyl dotknął mojej skroni
Motyl dotknął mojej skroni.
Potem zawirował nim podmuch
jakby rządził jego światem,
żeby spaść na zielone źdźbło trawy,
które się ugięło i falował z nim,
płynąc,
jak na ostatniej desce ratunku.
A niebo było niebieskie,
a jego skrzydła czerwone i czarne.
w najpiękniejsze wzory jakie ułożyła
natura.
jak rękawiczki z czarnej koronki
i czarna siatka kapelusza na twarzy.
Kiedy zdmuchuję motyla z mojej dłoni,
on nie chce odlecieć.
tak jak ja trzymam się desperacko blisko
ciebie,
bo mi odlecisz.
Mówiłeś, że nie.
ale to prawda,
bo jest wiele motyli na świecie,
na polu czerwono-czarnym.
wiatr trzepocze ich skrzydłami,
deszcz spływa po nich,
a spadające krople
rozpadają się na miliony kawałków.
Na trawie miliony motyli,
a każdy trzyma się swojego źdźbła,
jakby wiedziały, że chwila nieuwagi
i…
Może je to wiele kosztować,
a stawką jest ich życie.
A kiedy odlatują wiatr nimi łagodnie
kołysze.
zamykam jednego w swojej dłoni
na brzegu czarna koronka
czuję jedwab skrzydeł
porusza wszystkie moje zmysły
tylko nie pachnie…
Nie pozwól mi odlecieć…
Komentarze (1)
Lila, masz zacięcie poetyckie , tylko używając motyla
na opisanie swoich uczuć, wybrałas złą puentę. Motyk
jest synonimem przemijania (przepoczwarzania się).
Motyle nie zostają z nami a ty piszesz: "nie pozwól mi
odlecieć".
Co z tego, że ci nie pozwoli odlecieć, skoro na dłoni
zostanie mu gąsienica. Przemyśl to. Henryk