Na koniec i początek dworców
za szybą nie było
nikogo kto czekał
z uśmiechem
na uśmiech
jedliśmy wspólnie
marzenia pamiętasz
nie byłaś dotykiem
garstką słów ani
wiatrem odchodzącym
byłaś dla mnie
śniegiem białym
puchem na skroni
za szybą łzy
i okruchy samotności
za szybą ja
siedzimy jak bezdomni
na dworcu
stąd pociągi jadą
na koniec i początek
świata
gdy wychodzą ludzie
widać wspomnienia
dawnych ognisk
w sercach
tory zwykłe przysypane
mgłą są jak
gwiazdy i słońca
i mleczna droga
wśród ciemności
wrócisz odmieniona
gdy wsiądziesz do
złego przedziału
na krańcach świata
trzy przedziały
paru ludzi
z walizkami swego życia
tylko głupcy
nie wsiadają
chcąc odepchnąć szczęście
życie po życiu
droga po drodze
jak kamienie
węgielne wmurowane
w nicość
chłodny głos mówi
że czas wsiadać
do widma
uciec stąd
daleko stąd
tylko z K. pociągi na koniec i początek jeżdżą w zapomnieniu
Komentarze (1)
przejmujący wiersz...zastanawiający i chyba można go
tłumaczyć na wiele sposobów...