Na krawędzi horyzontu
Jeszcze ciemno lecz z daleka,
na krawędzi horyzontu,
otworzyła się powieka
dając z nieba wyjrzeć słońcu.
Straże przednie Ognistego
róż i złoto niosły w dłoniach.
Twarze miały nieugięte,
kroplą chłodu drżąc na skroniach.
Toczyć je zaczęły srebrem,
niczym perły snów ożywczych.
Snop promieni, co się przedarł,
stworzył obraz jasny, czysty.
Barw paletą delikatnie
- harmonijna nieba tkliwość,
kładzie się pod pędzel lekko,
aby kształty ciepłem ująć.
W takiej chwili wszystko cichnie,
błękitnieje nieba przestrzeń.
Fiolet się przeplata różem,
uzyskując tła korektę.
To, co dobre, sercu miłe,
niechaj wpływa w świtu wrota
i napina zmysły wszystkie,
wielbiąc światła cudny pokaz.
Dziękuję za wskazanie niedociągnięć :)
Komentarze (8)
Bez Twojej wyobraźni ten obraz nie byłby tak
przejrzysty. Pięknie malujesz. Pozdrawiam.
Jestem pod wielkim wrażeniem
Twym Słowem - słońca promieniem:)
Budzić się rankiem w takiej scenerii- to prawdziwy raj
na ziemi.
w 1 wersie chyba literówka..ładny opis wschodzącego
dnia, promienia...
namalowałaś promyk światła :)
Piękny, poetycki wschód słońca.Lubiłam
Mickiewiczowski, zaraz po nim jest Twój:)
z przyjemnością przeczytałam ten piękny
wiersz...pozdrawiam
Piękny wiersz!!!