Na kurzej nóżce
siada i grucha cały fundament, lepią się
chwile
dachu. gont krótki, bo przecież te długie
nie istnieją
jak magiczne kryjówki pod więźbą. chyba
schowaliśmy wszystko
przed dowodem, żeby zielone brandy
dojrzało. leżakuje
i słońce tak przyjemnie, inaczej. może
jednak da się patrzeć,
a nie tylko pod obgryzionym paznokciem
chować trud
i promień jak pustynia. znika gdzieś obraz,
ramy jeszcze
ciepłem noża oddają powage, a płótno w
strzępkach olej broczy
wpisując podłogowej zamieci autentyczność.
zamówimy remont
na aukcji i przed młotkiem jeszcze po
lampce dla zasady
jak merowie, szelmowsko zakasamy rękawy.
niech się mecenasi
głowią skąd wiedza i obeznanie. a brzózki
łamaliśmy wspólnie
i korzenie się darły. ból do dziś lawinami
się w kamieniu
kołata, żeby wrota z ostatnim mleczakiem w
skrzynce domknąć,
przeciągiem się wiosny zakatarzyć. a
chusteczka dłonią trzęsie
i żegna kolej losu z uchem w takcie szynę
głaszcząc
żeby strona za stroną western na bujanym
wrócił. tapety jak
lektor, powoli i bez zbędnych uniesień,
młode
i te jeszcze z babim latem w okładce, czyta
zdarty lakier.
wydziera się farba, żeby mur sypnął z
nienacka
jak wróżki, pył na ogień
"..i nie będą nigdy lepsi"
Komentarze (4)
nie znam płci autora, ale się kocham w jego metafofach
Wiersz jest dobry bo zawsze prawda po środku ale
sukces własny to ważna idea Na tak!
wersja poprawiona i mam nadzieję finalna. ;)
no i super, brandy leżakuje ale wiechę trzeba
zamoczyć, taki to obyczaj, a mecenasi niech
zazdroszczą, wy zaś będziecie bardziej cenić swoimi
rękami zrobione cacuszko. tak trzymać, jest super,
tylko poprawproszę drobnostki - 2zwr/3wers gdzieś. i
4/4 - szynęęęęęę.