Na łące
Na łące zbudziłem się barwnej, radosnej,
Przez ptaki bawiony symfonią ich
piosnek.
Na niebie ni chmury, a słońce wesołe
Po cichu przyjemnym promieniem swym
płonie.
Poszedłem przed siebie – lecz dokąd? – sam
nie wiem...
Spojrzałem – ach! – róża bez ciernia na
ciele!
Tak ładny jej pąk był, bez skazy, w
czerwieni,
A cała ślicznością swą kusi, się mieni.
Już miałem ją zrywać, mamiony urokiem…
Wtem! nagle skądinąd przeszyły mnie
wzrokiem
Źrenice przepiękne – lecz przerażające!
Mrugnęły raz tylko i znikły, ulotne…
Strwożony na różę zerknąłem powoli,
Znów chciałem ją zerwać, lecz najpierw
oswoić
(By mnie się nie zlękła, jak ja ócz
nieziemskich)…
Choć woni jej nie znam, zaczęła mnie nęcić
–
Wystawiam więc sobie, jak wdycham, dbam,
pieszczę,
Całuję po płatkach, chcąc więcej, chcąc
jeszcze;
Próbuję powąchać znów pąki różane… –
Wtem! zjawa mignęła - jej ciało
nietrwałe!…
I zbiegłem od róży, lecz nie jak
najdalej
(Patrzyłem wciąż na nią, choć bardzo się
bałem);
Targały mną wtedy strach, smutek i
rozpacz,
Na chwilę więc z różą musiałem się
rozstać,
Ponieważ z mym sercem tak ciężkim od żalu
Nie mógłbym kosztować, nie tracąc
zapału.
Więc później się zbliżam, spokojny już
bardziej,
Gdy znowu różyczka tak piękna się zdaje
–
I marzę, by dotknąć a nie mieć jej
dosyć,
Do piersi przytulić, łzy ronić z rozkoszy
–
Podchodzę już do niej, wyciągam swą
rękę,
A jestem tak pewny, że nic mnie nie zlęknie
–
I prawie ją czuję, jej kwiatu dotykam…
Wtem! miła polana się nagle rozpływa!
I znika różyczka, pierw tracąc swój
powab,
a echo jej barwy samotnie gdzieś kona
milkną ptaki krwawo zawodząc
jękiem gaśnie słońce
chłód zgrzyt
szklane pęknięcie serca
bo znowu zobaczyłem tam ciebie
p a m i ę t n a
Komentarze (4)
Nietuzinkowy wiersz bardzo ładny:-)
pozdrawiam
Ponieważ lubię i wiosnę i łąkę, polubiłam Twoje słowa.
Pozdrawiam :)
dziękuję za szczerą opinię valanthil :)
Przydługaśne, ale dzięki rytmowi daje się wciągnąć.