Na omszałej werandzie
Dach z powłoką siana
płonął zachodem słońca.
Na omszałej werandzie,
pośród domowego drwa,
kaganek miotał blaskiem.
Wiatr z impetem cisnął
pocięte konary dębu.
Okiennice zaskrzypiały.
Mgła zasnuła się nad nimi,
a niebo zrobiło miejsce dla
gwiazd. Komary nie dawały
spokoju.
*
Nic nie spadało z góry,
wszystko już było spełnione.
Dwie małe pustułki bawiły się
w zamieci, wśród liści i kurzu.
Siano z zapadniętej strzechy nie
raczyło spaść. Zgasło
światło pod powieką.
Poplątali swoje ciepłe dłonie.
Na środku omszałej werandy.
A kaganek miotał blaskiem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.