Na peryferiach raju
życie nie raz znosiło ją
do brzegu niemocy
i odnajdywała siebie na ulicy
węższej o złudzenia
marzeniem był dom słoneczny
wypełniony ptasim szczebiotem
chciała zdążyć
nacieszyć drętwiejące dłonie
i poczuć przelatujący
życia sens
gościły ją obłoki
była chora od ciągłego bujania
wróciła na ziemię
i kiedy przestała wierzyć
w życzliwe gwiazdy
na gruzach zbudowała nowy świat
stworzona na peryferiach raju
garściami kradnie życie
nie obawia się do pokoju
kropel deszczu wpuścić
bo w nim już nie płacz
ale śmiech dziecka słyszy
Komentarze (3)
Podoba mi się to zderzenie marzeń "
byłam chora od ciągłego bujania" z
rzeczywistością"garściami kradnę życie" "śmiech
dziecka słyszę" Wg mnie - wygrała rzeczywistość !
Dobry wiersz.
Wiersz jakby tragiżyciowy smutny ale z promykiem na
końcu śmiejącym dzieckiem
dobrze że jest dla kogo budować nowy świat. Wiersz
dobry +
Wiersz bardzo mnie poruszył... wiele w nim
osobistych przeżyć, pragnień...