Na wzgórzach poznania
Już niebiesia mrucząc leniwie zasypiają
ukojone,
Amarantu zorza pokłon oddając ciemnieje.
Zachłystują się nagle rozdroża tym
ogromem,
W oddali sennie majaczą tajemnicze
knieje.
Jeszcze tylko Zefir - niecnota idzie w
zawody;
Igrając włosy czesze niewidzialnym
grzebieniem.
Ale i on przecie nie baśniowy tu Odyn;
Ostatnie przed spaniem wydaje dziś
tchnienie.
Tak oto usypiam tęsknieniem żegnany,
Za tym światem istnienia wczorajszym.
Nieledwie dotknąwszy tajemnicy poznania;
Znów nie jestem bliższy, wciąż dalszy...
.
Bo żadnego człeka przecież nie znamy;
Życia nawet długiego nie starczy... .
Komentarze (2)
Pięknie ujęty problem poznania w Twoim sonecie.
Sięgasz nawet do mitologii... Grecki Zefir to
łagodność i germański Odyn władza, wojowniczość... A
czy człowiek nie jest zbieraniną sprzeczności?
Bardzo piękny w formie i jednoczenie stwierdzenie
trafne człowiek jest piękną zagadką i to jest
ekscytujące Dobry Na tak!