Na życia ścieżce...
wędrowcom, kompanom, braciom...
Burza... uchodzi przed światłem ciszy
Gorzki lament podnosi, lecz serce nie
słyszy...
Zrzucił czarną opończę, dusza błądząca
Posępne oblicze w stronę słońca
Kieruje... jak kwiat, porywa promienie
Rozkwita w radości, śmiertelne zmęczenie
Odchodzi, w bitwie zwyciężone, świadome
Prawdy, iż duszy siedziba rozpaczy domem
Na wieki być nie może...
Wnet noc rozproszą miłości zorze!
Czarna opończa legła na skraju
Triumfu pieśń knieja zanuciła
Przez brunatne wzgórza, przez wody
ruczaju
Nasz syn powraca, w nim miłości siła!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.