nad szczytami szarymi
nad szczytami szarymi
dzisiaj w nocy trwa spokój
zatrzymany w przestrzeni
rozpromienia się wokół
zanim księżyc swym blaskiem
rzuci smugą o skały
niech mnie wchłonie zupełnie,
niech się czuję pijany...
grają gwiazdy swój poemat
mrok kotarę snów rozwiesza
na zaspane łzy kamieni
chłodem snuty rzuca szal
cisza szemrze pod stopami
milknie świateł głośne wrzenie
o ciemności głębi brzemię
perły rosy miękko drżą...
mgły unoszą się jak jedwab
blade płótno w nocy czerń
wiatr się zbudził w dolinach
trąca igły jak struny
jakby jeszcze zaśpiewał
kołysankę zaszumiał...
na skaliste tło grani
siwa mgła cicho wraca
zanim noc ją ostudzi
chcę w nią wtopić się, zapaść...
cisza szepcze za uszami
cierpnie szary cień kamieni
wnika w skórę wilgoć ziemi
nad szczytami gwiezdny blask...
a wiatr tańczy z potokami
wiatr kołuje jak pijany
zmierzch rozwiesza na gałęziach
z myśli moich tkany płaszcz
został tylko tęskny żal...
Czekając. W drodze do Zbójnickiej Chaty, Tatry, Słowacja
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.