Nadzieja
Twój cień- przesłonił blask mych oczu
Ziemia przesiąkła już od łez
Tulę się do niej jak do matki
Proszę by przygarnęła mnie do siebie
Nie wiem co mówię
To tylko brednie
Myśli plączą mi się po głowie
Życie i Śmierć trzymają się za ręce
Stoję pomiędzy i nie wiem
Jaki będzie mój kolejny krok
Śmierć- błogi spokój i ukojenie
I głupia nadzieja
Która sprawia że chcę żyć
Chcę wsiąść w autobus
I odjechać jak najdalej stąd
Lecz na każdym przystanku czekasz ty
Bocznymi drogami uciekam od ciebie
Lecz tak dłużej nie mogę już żyć
W rozpaczy zatrzymuję się po środku
drogi
Ze łzami w oczach spoglądam za siebie
Jeszcze chwila i choć tego nie chcę
Bezradnie oddam się w twe ręce
Lecz za nim to zrobię
Uklęknę jeszcze przed przydrożnym
krzyżem
I zaniosę ostatnie me błaganie
Przesycone łamaną nadzieją
Do Pana mego losu
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.