NADZIEJA
Skutecznie niszczyłam ją co dnia
Faszerowałam smutkiem i żalem
Uczyłam się istnieć bez niej
Traktowałam ją jak zbędny balast
Nie pozwalałam żyć własnym życiem
W końcu porzuciłam ją
Dałam komuś spotkanemu na drodze w
prezencie
Jednak i on nie umiał nad nią zapanować
Pewnego dnia wróciła sama
Nie pytając o zdanie zamieszkała w mym
sercu
Obudziła miłość
Karmiła złudzenia
Dodawała otuchy
Podnosiła z dna i nadawała wszystkiemu
sęs
Okrutna nadzieja
Dlaczego chociaż nad nią nie można
zapanować?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.