Nadzieja-moje sacrum
o szukaniu sensu życia...
Ma dusza nigdy już więcej nad sobą
łzy strapienia z bólem nie uroni
gdy szaty cierpienia przyjdzie
jej znowu przywdziewać.
Bo życie najlepszym nauczycielem
człowieka najcześciej bywa-
cały czas w myślach powtarzasz z
żałoscią.
Nadzieja kona ostatnia
zaś pierwsza podczas chwil zwątpienia
w umyśle się rodzi.
Jak ptak wyzwolony który gniazda wcale nie
szuka
tylko błękit nieba go zadowala,
który w powietrzu dopiero się rodzi
i dźwiek wiatru w piórach
najpiekniejszą muzyką dla niego się
staje,
jak hymn wolności codziennie w głowie mu
cicho nuci.
Swego miejsca na planecie jego bystre
oczy
z góry wypatrują ,pomyślnych wiatrów
czekający.
I jemu samotne loty tęsknotą za miłością
przeszły,
tak i w umysłach ludzkich zajmuję rolę
wybawczą
często swe pragnienia w jego silę
zawierzają
widząc w nim wybawcę ostatniego.
Jak wznieść się z tego pagórka niskiego
gdy jej brak i siła na egzytencję
najprostszą
gdzieś uleciała bardzo wysoko
poza zasięg ludzkiego rozumowania.
Po co się wznosić ponad wszystkich
skoro i tak kiedyś trzeba opaść
w natłok ludzkiej zawiści
i do swoich błędów się przyznawszy
zostać podeptanym przez ludzi,
kiedyś Tobie stucznie życzliwych
dopiero teraz sobie sprawę z tego
zdając.
Jeśli w końcu w miłość się zapadnie
jak w chorobę nieuleczalną dla lekarza
każdego
w końcu w poszukiwaniach bliskości nagle
ustajesz
i nadzieji za naukę tym razem dziękujesz
i kurs we dwoje na tym burzliwym oceanie
z pewnością siebie obierasz.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.