nagi. (prze)żegnaj
powiedziałem. śmiertelność przenoszę, z
miejsca na miejsce.
śpi we mnie sabat mater i jakiś
nieokreślony szaleniec.
zwodzi mentalnym mostem, droga w kierunku
luster.
ze zdobieniami, magiczna tafla. a ja wciąż,
tak bezwstydnie.
ubrany w strach. wyglądam innych. lepszych,
piękniejszych...
dni wziętych żywcem, z rozpadu sennych
pragnień.
przegląda się. ukryta w ramionach kotka -
kim jesteś siostro?
za siedmioma życiami... jestem nagi. jak
bóg stworzył
niedoskonałość. pokrytą skórą, podwójną
moralność grzechotki.
toe-da-da livje, toe-da-da... płynny
dźwięk. za plecami,
wiodą w nieodkryte ścieżki. jak siła
przyciągania dwóch.
odmiennych, choć takich samych układów
odniesienia.
uciekam w ciemność. zróbmy to teraz. albo
nigdy, zdarzy się
za wcześnie. próbuję odgadnąć dokąd
zawędruje ten płomień.
przyszedłeś niepospolicie piękny. a ja
delikatnie, od środka.
krwawię.
Komentarze (2)
działasz słowem magnetycznie.
Podoba się i to bardzo a dlaczego? Nie wiem, może
dlatego, że ma w sobie coś tajemniczego jak ta "siła
przyciągania" o której piszesz, bo może z wierszami
jest tak samo jak z ludźmi....i albo sie do nich wraca
albo zostają zupełnie samotne i niezrozumiane do
końca...