Narkomani
Gdy księżyc rzuci światłem
wyjdziemy na ulicę
schowamy się w kapturach
w neonach cieniem, swym odbiciem
wciąż czujni i nieufni
w każdy ruch Twój wpatrzeni
niepewni swego jutra
tą chwilą podnieceni
adrenalina w górę
w tętnicach krew pulsuję
patrzymy sobię w oczy
w zamkniętym kolę więzi
rozpalmy ogień nadziei
niech on nas odmieni
odlećmy choć na moment
w świat pokoju i otuchy
Nie patrzcie na nas dziwnie
nie oceniajcie po tym
jesteśmy z jednej gliny
żebrając o akceptacje
my też mamy szkopuły
nie większe i nie mniejsze
w tę noc na nowo znów
kipną w zapomnienie
włóczymy się po mieście
skomląć o działke szczęścia
zawsze jeszcze możemy przestać
tylko po co mamy przestać.
Komentarze (3)
Z narkotykami nie ma żartów...
Ciężki problem poruszyłeś. Obraz przejmujący i smutny.
Głęboki sens. Poruszył mnie ten wiersz.
Przestać jest trudno ale warto, dla siebie i dla
innych, życie jest i tak krótkie. Pozdrawiam
skoro pytasz po co?... to może skocz na oddział opieki
paliatywnej i zapytaj czy ktoś nie potrzebuje Twojej
obecności...pozdrawiam