Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Narodziny

Jestem niczym więcej jak tylko składakiem ze stalowych
rur,miedzianych kabli,kabelków,ocynkowanych wkrętów,zszklanych
żaróweczek,mrugaczy wszelkiego rodzaju,anten i wskaźników.
Jestem robotem.
Zobligowany do ciągłego analizowania danych,koncentruje się na
elektronicznej konsumpcji.Zewsząd terkoczą metalowe zegary.
Zapisuję kolejne ciągi liczb na bezbarwnej,idealnie gładkiej
powierzchni szklanego dysku.Kolejne dane trafiają do cyfrowego
archiwum.Mój stwórca,przysłał mnie tutaj by
nauczyć mnie smutku i rozpaczy.Podobno jestem nieczuły.
Przyznam że na wszelkich wskaźnikach perforacyjnych
osiągnąłem już zenit wszystkich pragnień.Przyozdobione w
rdzę,bezpańskie kapliczki ołowianych bożków,mają i tu swoich
świętych.Nagle, receptory ruchu wykrywają laserową poświatę
nad miastem.Jest obłędnie oszałamiająca !
Gdybym został wyposażony w mechaniczne skrzydła,uleciał bym
prosto w jej zachłanne objęcia i spłonął bym niechybnie...Chłodne oko kamery rejestruje wszystko dookoła.Pode mną,skrzeczą i trzeszczą bezradnie,resztki dawnych,wspaniałych
cywilizacji.Niechciane,zapomniane,rozszarpa ne...Tułają się
teraz między trybami mojej maszynerii.
Nie jestem w stanie określić pory dnia,a może raczej nocy.Jest
półmrok.Nie wyczuwam zimna,chociaż ciepło tutaj raczej nie
jest.Czerwona,lśniąca wskazówka kompasu zupełnie oszalała.Staram się uchwycić obraz nieba wynurzającego się raz po raz z pomiędzy olbrzymich molochów próżności.Nie czuję niepokoju bo nie jestem w stanie czuć niczego.Jestem więźniem stalowego kadłuba a może nawet zaostrzoną formą pasażera.Wtem zatrzymuję się.Nie ma już
dalszej drogi.Nie rejestruję nic,poza niedoskonałym,metalicznym odbiciem mojej własnej postaci.Z pod pancerza wysuwam stalowe ramię chwytaka.Niepewnie zbliżam je.Dotykam... Moje wskaźniki uspokajają się.Delikatnie więc przesuwam ramię po chropowatej powierzchni,tworząc zarysowanie z którego rozlewa się na mnie z impetem szaleńcy strumień ciepłego światła nieznanego mi dotąd.Moją powłokę zaczyna otaczać organiczna,delikatna materia.Staję się jej częścią każdym fragmentem siebie.Zaczynam odczuwać.Zaczynam doświadczać ! Czuję jak życie zaczyna tętnić we mnie ! Organiczne,piękne serce pompuje organiczne,nienasycone życie,organicznymi żyłami.Nagle,z impetem,zaciągam w nozdrza powietrze.Czynię to pierwszy raz.Za chwilę kolejnym głębokim wdechem manifestuję swoją obecność.Moje dojrzałe JA.
Nieśmiało otwieram oczy.Spragnione widoków tak pięknych jak tylko to jest możliwe.Chociaż nigdy wcześniej ich nie miałem,nie używałem !
Czy to dlatego zrosiły się słonymi łzami ? Stoję tak dłuższą chwilę.Nagi,po środku tej całej beznadziejnej sytuacji.
Zaczynam odczuwać ból z krwawiących stóp.I nie do zniesienia
robi się ten przykry zapach unoszący się nad wszystkim i
będący tym wszystkim co mnie otacza . Tak .
Bez wątpienia stałem się człowiekiem !
Gdy się odwróciłem,ujrzałem panoramę tej całej
bezradności.Spostrzegłszy wszystkimi zmysłami jak bardzo ten
świat w którym się znalazłem,nienawidzi mnie i istot do mnie
podobnych,poczułem nagłą chęć ucieczki.To uczucie narastało we
mnie z każdym kolejnym uderzeniem serca,z każdym kolejnym oddechem.Z każdą myślą.Jedyne czego nie doświadczyłem,to radość.Jej nie mogło być tutaj razem ze mną.Odruchowo padłem na kolana.Kuląc się,starałem nie myśleć o tym gdzie jestem.Zapomnieć,wymazać wszystko co widziałem i
doświadczałem.Zapragnąłem być gdzie indziej.Czy tak właśnie
wygląda modlitwa? Czy to była modlitwa ? Pierwsza modlitwa jakiej się dopuściłem.Myśl która była samodzielna i silniejsza niż wszystkie dotychczas razem wzięte..Moje dłonie zatopiły się w ziemi.Miękkiej,pachnącej i czarnej .Uniosłem wzrok
z wola,starając się zrozumieć jak się tutaj znalazłem.Cisza unosząca się aż po horyzont,rozsiewała się także po bezmiarze zieloności zewsząd i wszędzie.Była zarówno pod błękitem nieba jak i we mnie.Nie słyszałem już bicia mojego wystraszonego
serca.Zapomniałem o pokaleczonych stopach i opuchniętych
wargach.Moje ciało nie znaczyło dla mnie zupełnie nic.Jedyną
definicję która teraz przychodziła mi do głowy był On.Ten
który przyszedł do mnie i stanął na przeciw.Ten który podniósł
mnie z kolan i pochwyciwszy za rękę,nie odezwał się słowem do
mnie lecz wyraźnie wiedziałem dokąd mnie prowadzi i po
co.Uczucie szczęścia rozrywało mnie od środka.Zdało mi
się że świecę nim jak latarnia morska podczas sztormu,dla
zagubionych statków.Nie śmiałem się też sam odezwać.I choć nie
patrzyłem w Jego stronę.Czułem że On patrzy na mnie.Od środka
i na wskroś.Znając mnie doskonale i bardziej niż ja sam,był
mnie świadomy. Z czasem moje ciało postarzało się.Ręce niegdyś sprytne i
zwinne,dzisiaj drżały jak jesienne,zmęczone już wiatrem liście.Oczy gasły z wolna.Włosy opadające na ramiona,posiwiały.Nie przypominałem w niczym dawnej swej postaci.Przygarbiony,z trudem stawiałem kroki przed siebie.Pewnego popołudnia,kiedy zrzuciłem z siebie swoją cielesność,przyszedł do mnie po raz ostatni.Przyszedł... Po mnie.

Dodano: 2016-06-15 17:27:19
Ten wiersz przeczytano 1394 razy
Oddanych głosów: 3
Rodzaj Bez rymów Klimat Dramatyczny Tematyka Ciało Okazje Urodziny
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (3)

a kuku a kuku

uf...... poddałem się

anna anna

wciągnęła mnie ta proza, jest intrygująca!

DoroteK DoroteK

no, no, no... świetny kawałek prozy, spójny, sensowny,
logiczny, przeczytałam jednym tchem, brawo :-)

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »