Nasilenia
w poczekalniach tarczowe zegary mają
większe prawo
bytu, ślinią się i garbią jak powietrze nie
mogące wpaść
przez okna. tutaj nikt ich nie uchyla.
jednak wszyscy
przynoszą własne, kolorowe, niedokładne,
głównie na
rękach dzieci. z wizyty na wizytę coś się w
nich zmienia,
wykrzywia, zupełnie jakby traciły poczucie
czasu.
ona o tym nie mówi, ono jeszcze nie umie.
to o czym
milczą przełyka ojciec, ktoś w poczekalni
musi być inny.
zobacz co tato kupił w kiosku za rogiem
– ono wciąż nic.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.