NATCHNIONA MIŁOŚCIĄ...
Burzą uniosły się nasze ciała,
Szelestem jedwabiu objęte...
Przed tobą leżąc... naga cała,
Pałam miłością, uda me śnięte...
Rozchylam, by zbudzić je na nowo,
Poczuć podnietę, ciepły deszcz...
Przyjąć cię znów jestem gotowa,
W me piękne progi, przeżyć dreszcz...
Który uderza jak fala gorąca,
Zanurza się w naszych łonach,
Cudowną nutą ekstazy, pachnącą...
Kwiatem rozkoszy i wtedy konam...
Wydając okrzyk, a może westchnienie,
Czuję jak wlewasz we mnie życie...
Ten boski nektar co w tobie istnieje,
I łączyć nas będzie w radość bycia...
I czuję jak grasz ostatni ten raz,
Na skrzypcach mych, upojną pieśń.
W omdleniu doznań chcemy się spleść...
Wypełnić sobą, siebie po wieczność,
Zatopić myśli i zostać bez słów.
Spragnieni wiatru w jedną bajeczność...
Zamienić świat w kolebkę snów...
Mojemu kochanemu "GUZICZKOWI"
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.