Nicosc..
I oczy zamknełam...
Nic nie widziałam...
nawet swiatełka..
o którym kiedyś wspominałam
nic nicosci..
przekraczająca brzegi świata
czułam sie tak jak motyl..
Czy anioł lata
bałam się bardzo,
Nie mogłam tego znieść
całe moje ciało..
nie przestawało sie trześć.
Drżałam z zimna,
Z bólu...
ze strachu
widok zasłoniety
-mnóstem ziaren piachu
moją ręke..
musneło coś ...
delikatnego
coś miękkiego jak jedwab,
...rozkosznego.
Coś w zasiegu wzroku..
mego sie pałęta
Takie jasne..
jak biel zaklęta
Ze skrzydłami..
bez płci..
bez twarzy
jak jakies rozmaite skazy..
.. rozmazy
Nic dokładnie nie widzialam..
oczy przysłoniete mialam..
ta roskosz umierania..
juz nie słyszałam żadnego kazania..
mogłam odejść
..i zapomnieć..
zawsze chciałam..
tak to wspomnieć.
uspokoiłam mnie..
..woń zapachu prowadzącego
do miejsca..
gdzie mialam doznac życia krańcowego ..
straciam zmysły
..pod wpływem wrażenia..
to takie marzenia nie do spełnienia..!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.