Nie było
Nie ma ich
więc nie będzie
w smrodzie położnym
we krwi zmartwień
w snach pożyczonych
szukam i płacze
Nie ma ich
więc ich nie było
wśród ludzi wyschniętych
w tamtym ogrodzie wydeptanym
butem podróżnym
wśród róż rzucanych przez ramię
wśród kichających traw
drzew znikających
ten nasz bulgocze ściek
zapominania
To w biblii na rozdziale tytuł
pożółkły liście kasztanowca
a łza ze słońcem
tańczy danse macabre
To w moich oczach coraz więcej
krwotoków
niezapowiedzianych
i strach mnie uczy cudzej miłości
i wszystko to za darmo
wszystko w maju
I wciąż nie ma ich
a moje ciało klei się ku Twojemu
obłudną nocą
niczym lato miłości
Nie ma ich a
mój cień minął się z Twoim
i umarł pod gołym niebem zodiaków
Nie ma ich więc ty jesteś
z czym zasypiam bez opamiętania
i za każdym razem czuję się jak kobieta
która po raz pierwszy i ostatni
zdejmuje stanik
Gdy nagle wreszcie ujrzałem
Twą martwą twarz
i była to wierna kopia
jak na urojony sen
co go nie było
a jest
i byłem wtedy tornadem z kości
co niósł mnie dumnie kanałami
i nie było tam nikogo
(prócz smutnej nocy w podartych
miłosnych trampkach)
kto tak jak Ty umie być pijany
aż do rozkochania
Amen
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.