Nie kochanki, ani zony...
Nie chce wiele juz od zycia,
cichy kacik do przezycia,
pare kwiatow, slonca zachod,
ale zadnych juz wiwatow.
Bo tak czesto w zyciu bywa,
pojac trzeba, ze juz zniwa,
nieowocne tego roku,
bo nie dotrzymalam kroku.
Nie chce liczyc twych dukatow,
ja policze gwiazdki za to,
za to, ze mi swieca cudnie,
dukat lsni sie czesto-zludnie.
Ma radoscia-slonca blaski,
nie kariera i oklaski,
zludne niemilosci wlasnie,
co byc moze blyszcza jasniej.
Przy tej niepojetej grze
zapomniales kochac mnie,
bo ci czasu nie starczylo
raz na dzien pozdrowic milosc.
Wiec odeszla-nie zraniona,
nie kochanka to ni zona,
juz zbyt duszno bylo jej,
poszla wiec-zrozumiec chciej.
I nie probuj mi tlumaczyc,
ze twa milosc wiele znaczy,
ja nie czuje w sercu drzenia
i nie mowmy-do widzenia.
Pozegnajmy nasze swiaty,
moj tak biedny-lecz bogaty,
twoj bogaty w zimne blaski,
no wiec zbieraj swe oklaski.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.