Nie miej mnie, proszę, w złości...
Nie miej mnie, proszę, w złości, gościu
miły domu,
Że do mego rozumu równać się nikomu.
To mówią moi kompani, krasząc moję głowę
Ambrozją a purpurą, wieńce
koralowe…
Wszakże oni nie darmo wznoszą mnie nad
pany;
Głupi ten, który wierzy, żem w złoto
ubrany.
Jako wkrótce obaczysz, czemu mię tak
kładą,
Może i poprzeć raczysz, jestli służę
radą.
Każdy bowiem w swej dumie patrzy chciwie na
tem
Cóż się błyszczy najbardziej, zdobi pańską
szatę.
Jednako nic nie uzna przywódcy swojego,
Gdy ten nie zmieni głosu w dobry ton ze
złego.
To o tobie było; patrzaj, jakem mądry
Że ich upór (kompanów) najbardziej
rozsądny,
Jako że mnie widzą oczyma poznania,
Przecież nie z pozorów cnego zakłamania.
Rada moja taka – bądź nad wyraz
skromny,
A jestli ciebie ważą, bądź więcej
przytomny
Na losy swego ego, co krąży w twojej
duszy,
Li chcesz – nikt na świecie go niczym
nie zagłuszy.
Poznawaj, ucz się, lepiej niż ja cię wżdy
znają
Patrzą, czują i wiedzą – a nawet
kochają.
To proste, ać byś wiedział: jam nie mądry
za nic;
Są mądrzy sami z siebie; cóż, skoro
nieznani.
Skończony 10.06.08
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.