Nie sam...
Słyszę te kroki echem odbite,
Od chodnikowych szarych płyt.
Wędruję w mroku, bez kompasu,
A za mną i przede mną... nikt.
Głowa wtulona w ciepły kołnierz,
I słowa, swoje tylko znam.
Gdzie zmierzam, nie wiem, ani po co,
Wiem tylko idę... idę sam.
Droga ni prosta, ni zawiła,
Jakaś bez sensu i bez celu.
Podnoszę głowę pochyloną,
Nie ma Cię obok, Przyjacielu.
Dialog prowadzę na dwie strony,
Raz z sobą, a raz z Panem Bogiem
„Samotność, czy to ma pokuta
?”-
„Panie, nie jestem Twoim
wrogiem!”
Do siebie krzyczę „wciąż ci źle
?”
Do Boga cicho ”Ty to wiesz,
Czemu mam pochyloną głowę
I idę sam”. Sam ? – nie!, jest
cień.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.