Nie widać początku...
Nie widać początku, nie widać końca,
za własnym cieniem znużyła cię pogoń.
W nocy do gwiazd, w dzień dążysz do
słońca,
a droga pożera własny ogon.
I krążysz tak od początku świata -
świata, co chyba początku nie ma.
Miesza się, myli zysk i utrata,
spod nóg zmęczonych ucieka ziemia.
Zbladły atrakcje, nie pachną kwiaty,
nie cieszy klejnotów blask i uroda,
nie bawią melodie ni poematy –
czekasz, aż On ci rękę poda.
Ten, który w drogę cię wyprawił,
przez tysiąclecia chronił na niej,
od przyczyn i skutków chce wybawić.
Pozwól do Domu wrócić … Panie!
bomi , dzięki za uwagę :)
Komentarze (18)
refleksyjnie, wręcz pożegnalnie ... to chyba
zbliżające się Święto Zmarłych tak nas nastraja; żeby
ciągle nie słodzić, jak masz chwilę czasu, popatrz na
ostatnią zwrotkę - 3 razy "cię", może jakoś
zmodyfikować :)
Ta zabłakana istota twojego wiersza ma nie lada trud
do osiągnięcia.
To smutne gdy nic nie cieszy , gdy stoi się w miejscu
i nie ma widoków na jutro...
Ładnie to opisałaś, brawo...