Nigdy nie miala choinki.
Dzis przeszlam frankfurcka ulica z rana,
cos mialam kupic...Poczta do nadania
ludzka krzatanina i pospiech nerwowy
kazdy chce do swiat byc z wszystkim
gotowy.
Na frankfurckim Zeilu babilonska wieza,
zbyt glosne rozmowy, kazdy gdzies tam
zmierza,
na Placu Roemera choinka do nieba,
scena rozswietlona, ktos koledy spiewa.
Skulona tez postac z balalajka w rekach,
chustka omotana malutka dziewczynka,
czarno-bialy piesek...przyjaciel jedyny,
spoglada na przepych oczami smutnymi.
Scisnelo gleboko okolice serca,
tam przepych, a tutaj taka poniewierka,
wcisnelam banknocik w zziebniete rece
dziekuje...jeknela w swej wlasnej
udrece.
Pies machnal ogonem, ona z usmiechem,
a we mnie zal jeknal odbitym echem.
Pudelko piernikow w mej torbie mialam,
wiec te drobnostke obu dac chcialam.
Bombki nowiutkie, blyszczace i sliczne
sercem dac chcialam tej biednej
dziewczynce,
lecz peklo cos we mnie, gdy to
uslyszalam
"ja nie chce, bo nigdy choinki nie
mialam"
Smutna odeszlam, wyraznie slyszalam
dzwiek balalajki, dziewczynka spiewala
...bo uboga byla, rabek z glowy zdjela,
ktorym dziecie owinawszy siankiem je
okryla...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.