Nocne łowy
Noc bezsenna księżyc lśni
Jam drapieżnik szczerzę kły
Więc poluję i dobrze mi
Głód nasycić muszę smakiem krwi
Cień mój lęk, lecz większy głód
Więc idę na nocny łów
Łapa ma ciężka pióro gnie
Wszystko to dzieje się jak we śnie
Ślina z pyska toczy się i skrzy
Na ziemię spadają z atramentu łzy
Na chwilę przerwę bieg, trop się rwie
Nadchodzi burza, złość i gniew
Błądzą myśli, słowa ze mgły
W kark przecinki gryzą niczym złośliwe
wszy
Znów wyczerpany, nie jem nic
Już kilka dni, to koniec okrutnych lic
Jest! Zabiję, dorwę, zjem
Zamienię w ścierwo, uśmiercę cię
Syty! bo nakarmiłem głód
Zbyt wiele zjadłem zatrutych snów
Gdy tak pełny, wzdycham i leżę
Zawinięty w szarym papierze
Mówię do siebie:
Wilku głupi przecież wiesz
Nadejdzie pora zjeść kolejny wiersz
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.