noli me tangere
maluczkim, żeby nie bali się patrzeć w przyszłość
Wyczulony nos, uzależniony od
alchemicznej wymiany doświadczeń,
pospiesznie czerpie salomonowe
wdechy.
Dalej gardło, niczym czeski przemytnik,
uważnie wykrada zbawienne
rakotwórcze związki.
Jednak równie
waleczna szybkonoga krtań znająca
szyfr do sejfu
z wielką powierzchnią lodowych
przerębli, gubi w gąszczu suchych
labiryntów bezcenny drobiazg.
Tym razem los uśmiechnął
się do tchawicy, tej wątłej wrony
siedzącej na płocie za oknem,
zbyt zajętej szukaniem glizd. Głupia,
nie jest w stanie uchwycić
najszczuplejszego nawet tchu!
Zabójcze związki już, już są u
skraju wyczerpania, w głowie zaczyna
kołysać się haniebna myśl,
w dłoni odnajduje się biała
chorągiewka -
lecz oto cud wiślany: wreszcie
upragnione oskrzela!
Sezamie - otwórz się!
Tu, w miejscu, gdzie przeplatają
się swoiste sieci romb
za rombem, stoją w szeregu znaki
wodne ze zdwojoną ilością armat
strzelniczych.
To dopiero będzie bój. Czas wytoczyć
najcięższą artylerię -
sami chcieliście ślepego Cezara!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.