Nowe przymierze szczęscia
I cóż z tego, że sie staram...
Wszedłem na górę, którą sam zbudowałem
Z marzeń kamieni niespełnionych prawie
wszystkich
By zapomnieć stare niedobre czasy
By w niepamięć poszły me młodzieńcze
plany
Wszedłem by zawrzeć nowe przymierze
U stóp mych gruz- przeszłość haniebna
Nad głową niebo- na przyszłość nadzieja
Sam na szczycie stoję poza wszelkim
wzrokiem
Wszedłem i czekam na głos donośny
Lecz nie nadchodzi, czyżby zapomniał
Mija dzień, miesiąc, rok cały i następny
Stoję, milczę, oczekuję
Wszedłem bo w tobie całą pokładam
nadzieję
Tobie zaufał człowiek mierny, co
uwierzył
W tą prostą transcendentną miłość czystą
W świat inny lepszy gdzie szczęści
panuje
Wszedłem więc spotyka mnie nagroda
Bo słyszę odpowiedź na zew w wiatru
powiewie
Wchodź dalej na gór grzbiety i czekaj
Nawołuj nie jesteś próżny przecież
Wchodzisz i dobrze się staje, bo o radę
prosisz
Co roku z tych samych marzeń buduj skałę
Lecz gdy, które z marzeń się ziści głaz
większy się stanie
W miarę czasu upływu góra spotężnieje,
wzrośnie
Wtedy i nieba sięgniesz, masz to obiecane.
...kiedy marzeń nie spełnie wszytskich.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.