obieg
Czując całkowity bezsens życia
Znów język zbytnio się rozciągnął
Jak wąż ogrodowy na gorącym słońcu.
Zaprowadził mnie do pytania
O sens wszystkiego.
Do czego najbardziej bym się przydał?
Moje usta otwarte co żywe przynoszą samą
szkodę
Jakże użyteczne są martwe.
Rozłożone minerały przez bakterie gnilne
Zasilają ożywczym strumieniem glebę
Moje usta, co krzywdziły
Stają się pożywieniem dla innych...
Moje usta w jabłku, które ogryzasz lekko
stadem
Zębów twoich słodkim posmakiem odbija się
W kubkach smakowych twoich.
Moje ręce bezużyteczne i leniwe
w gałęzi drzewa wzmacniają je
moje kości takie słabe i kruche
Teraz skałą się stają wapienną...
Może kiedyś będę na pomniku marmurowym
Jako najmniej widoczna część dzieła
Materiałoznawca nie zauważy nic
Nie zwróci uwagi
Że tam
byłem ja...
W kropli deszczu namaluje swoje requiem
W lekkim wietrze zaśpiewam pieśń
pośmiertną
W promieniu słońca towarzyszyć wam będę
Moje wieczne ego krążące po układzie
okresowym
Orbicie niestałej z lekkim przyspieszeniem
kątowym
...
chciałbym oddać siebie Tobie.Tylko czy Ty chcesz tego? chyba nikt nie chce... tak myślałem pisząc ten kawałek
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.